Antoni Wolak-poeta

(To jest Antek, trochę tworzy
Czasem lepiej, czasem gorzej
Coś tam machnie na kolanie
Portret Żyda, ptaka w locie
Wiejską chatę w Biadolinach
Dzban gliniany gdzieś na płocie
Wiersz napisze od niechcenia
Prozą albo rymem białym

Szkoda, że ta zdolna bestia
jest człowiekiem tak nieśmiałym…..(?!) )
na zdjęciu powyżej: Antek sprzed lat. Twierdzi, ze teraz jest przystojniejszy 🙂 – zdjęcie poniżej

Antoni Wolak ukrywający się także pod pseudonimem A. Kalisz urodził się 28 maja 1953 roku we wsi Biadoliny koło Tarnowa. Uczeń Technikum Szklarsko-Ceramicznego w Wołominie koło Warszawy. Absolwent Liceum Ekonomicznego w Tarnowie. Pracował m.in. w Domu Książki jako sprzedawca. W tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego był pracownikiem technicznym obsługującym scenę, a w Muzeum Okręgowym w Tarnowie pełnił funkcję dokumentalisty, jednocześnie przygotowując się do egzaminów wstępnych na historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1981 roku wyjechał do Wiednia, gdzie zastała go wiadomość o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. W Kanadzie przebywa od 1983 roku (od 1986 mieszka w Calgary). Zagranicą przez dłuższy czas nie zajmował się poezją, powrócił do niej dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych.
Jako poeta debiutował w latach siedemdziesiątych na łamach „Gazety Krakowskiej” w rubryce Kronika obecnych, publikował też w „TEMI” („Tarnowskim Magazynie Informacyjnym”). W Kanadzie współpracował między innymi z miesięcznikami „High Park”, „Akcenty” oraz z tygodnikami „Związkowiec”, „Echa Tygodnia” i „Kurier Polonijny”. Wiersze publikował także w „Śląsku” i „Pograniczach”. Jego wiersze znalazły się między innymi w książce Mosaic In Media. Selected Works of Ethnic Journalists and Writers. (Scarborough 1986).
W 1990 roku za wiersz When I was a little child otrzymał II nagrodę kalifornijskim konkursie poetyckim Silver Poet.
W 2007 roku ukazał się w Toronto nakładem Polskiego Funduszu wydawniczego w Kanadzie jego tom poezji zatytułowany „Twarze”.
(Ryszard Zaprzałka)

_________________________________________________________

KRÓTKIE OPOWIADANIE
DLA JEDNEJ OSOBY A W DRODZE WYJĄTKU
DLA DWÓCH A NAWET KILKU
POD TYTUŁEM
SYN WIEJSKIEGO KRAWCA
Szczęśliwym Zbiegiem Okoliczności
z miłością dla NICH

 

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności po nielegalnym opuszczeniu obozu pracy ulokowanym gdzieś przez nieroztropnego okupanta Europy  blisko niemiecko francuskiej granicy nieoczekiwanie  dla samego siebie wtedy jeszcze nie mój ojciec został żołnierzem armii amerykańskiej która wkroczyła do Europy od strony morza usadawiając się na  linii Maginota

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności starszy trzydziestoparoletni wciąż jeszcze nie mój ojciec spotkał młodą wiejską dziewczynę która później została  moją matką

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności na początku lat pięćdziesiątych w najzwyklejszym wiejskim domu pod okiem wiejskiej akuszerki i lekarza dowiezionego na czas z pobliskiego  miasteczka wiejską bryczką zwaną potocznie kolarzówką bo wyposażoną w dwa szybkie konie urodziłem się ja

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności czas w wiejskiej szkole upływał mi w tradycyjnej atmosferze i po wiejsku  więc robiłem to wszystko co robili moi wiejscy koledzy i bywałem wszędzie tam gdzie oni bywali i w niczym od nich nie odstawałem  z tym jednym wyjątkiem że byłem postrzegany jako syn wiejskiego krawca ponieważ nosiłem nieprzyzwoicie starannie uszyte szkolne i odświętne  ubranka

Później już wszystko działo się inaczej
I tak już zostało

Calgary, styczeń 2021
Dziękuję Ninie za wyeksponowanie w szczególny sposób zdjęcia zrobionego pod koniec lat 50-tych oraz
inspirowaniu i współtworzeniu tego co najlepiej zostało  napisane tj. utrwalone tzw. prozą poetycką
w tym tekście, czyniąc go przejrzystym w odczytaniu

_________________________________________________________

 

Podobno poetą się rodzisz
Albo się nim stajesz
Lub tylko czasem bywasz –
jak twierdzą liczni tzw.
znawcy tematu.

Czy do późnej starości…
–  że zapytam
jeśli już zaistniał?

Czyżby stąd
wzięło się to moje
usilne przekonanie
żeby nie rezygnować…
jako autor
zaistniałych już
wierszy – dodam
nieskromnie –
Zbliżając się z nimi
niebezpiecznie do
siedemdziesiątki

I być może należałoby
Dodać
Jakby od nich zależały –
losy świata

(Calgary, grudzień 2020)

________________________________________________________

Jeżeli
Jeżeli nie fale
Czy cząsteczki…
Ale energia
Jak twierdzą
Najtęższe głowy
Uniwersyteckie
Może być  budulcem
Wszechświata

To co mi to mówi że
jest ona wszystkim…

Czyli naszym Bogiem też
Jakby ją nie nazwać!

__________________________________________________________

ONA

Agacie

 

Jest jak stworzenie Boże
Z całym brzemieniem
Złych i dobrych cech
Raz kapryśna jak piękna kobieta
Innym razem przyłóż ją do rany

Zna na pamięć wszystkie cuda natury
Nie na jednej wojnie już była

Przemierza lądy i oceany
Do każdej dziury zaglądnie-
Na tzw. prowincji

Otwiera się przed niebem
Jak człowiek przed człowiekiem
Spędza ziemi sen z oczu
Nigdzie długo miejsca nie zagrzeje
Pogoda….

 

 

_________________________________________________________

ON
Jackowi Dzikowskiemu

Nie opuszcza
nas na krok
Przenika do tzw. szpiku kości.
Do żywej tkanki. Najmniejszej komórki…

Towarzyszy każdej naszej myśli
i potrafi szybciej przejrzeć ją na wylot.
Zanim ta zdąży się ujawnić…

Jest bardziej przezroczysty
od wody… ale może przybrać
kolor błekitnego nieba…

Jeśli trzeba potrafi się z łatwością
upostacić…
Nie ma smaku ani zapachu… i
nie jest kapryśny – łatwo
łączy się w związki…

Najwięcej zalega go
w skorupie ziemskiej…
Jest gazem i ma (swoje)
poczytne miejsce w tablicy
Mendelejewa.
Tlen.

 

(Calgary, styczeń 2013)

_________________________________________________________

Urodziny

 

no proszę… dziękuję!
pamiętasz… a nam tu przybywa
zamiast się chociaż na chwilę zatrzymać
coś może w nas zostaje (i zostanie na dłużej)
z minionych lat
bo są rzeczy, chwile i niezatarte wspomnienia
chociaż wszystko mogło być inaczej…
i wciąż się dziwimy…
że aż tak…  kiedy się to już stało!

(Calgary, 28 maja, 2015)

__________________________________________________________

Burza na Podhalu

Na świecie wiatr grał psim skowytem
Zbudzony pająk śmierć muchom ogłasza
W oczodołach ślepej chmury
Ptak dostrzegł Boży palec – odfrunął

Tylko patrzeć jak burza z gór zajdzie
z wizytą do wsi by z księdzem
plebanem pertraktować a dzieci wyfruną
z domow przywitać grad co niebo
opuścił w popłochu

Krążą słuchy, że dumne szczyty
w zielonych kamizelkach jak drużby
na weselu stojąc za oknem tego świata
gwiżdżą na wszystko

Tylko ziemia oddycha spokojnie
i starym od wieków zwyczajem
(a trochę z przyzwyczajenia) wciąż
kręci się tak samo…

(wrzesień 1978)

__________________________________________________________

PRYMATY
(dla Shona’y Paget – for Shona Paget)

Wolę pisać
niż mówić…

Wolę mówić
niż słuchać…

Wolę słuchać
niż milczeć…

Wolę milczeć
niż kłamać…

Wolę kłamać
niż cierpieć…

Wolę cierpieć
niż nie mieć…

Wolę nie mieć
niż nie być…        (Antoni Wolak, 29.11.2013)

_________________________________________________

Chcesz powiedzieć…..
(Jackowi Malcowi)

Chcesz powiedzieć że
hołdujemy cywilizacji
która (pomimo całej wiedzy…)
nie docenia głosu filozofa…i
obywa się bez jego refleksji…

Chcesz powiedzieć że
żyjemy w świecie który
marginalizuje znaczenie poezji…
Tymczasem wiersz
przy całej swej kruchości słowa i
nierzadko wbrew rozsądkowi
raz po raz flirtuje z trywialną
rzeczywistością: jakby chciał
doświadczając (przyziemnej brzydoty)
zrozumieć ten świat… uratować…-jak
gdyby to było jeszcze (i kiedykolwiek…)
możliwe.

Chcesz powiedzieć ze ludzkość
(nie zważając na nic) uprawiała i
nadal uprawia swą tzw. inscenizację
codzienności z absurdem życia
w roli głównej

(Calgary, listopad,2012)

_______________________________________

Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie wydał ‘WIERSZ’ – nowy tomik wierszy Antka (PFW2012). Jest to już drugi jego tomik   (autorskiej)  bibliofilskiej serii poetyckiej . Pierwszy to “Twarze”(PFW 2007).

jestem tylko czasownikiem

Najpierw nie było mnie
Miliardy lat przebywałem
w tak zwanym niebycie

Później zaistniałem
Teraz jestem i dzieję się
Kiedyś przestanę być
i się dziać…

Z punktu widzenia
gramatyki jestem (tylko)
czasownikiem-twierdzi
Stefan Themerson

______________________________________

jeśli to prawda…

jeśli to prawda że
historia wszechświata
jest zdeterminowana
jak twierdzą niektóre
tęgie głowy nauki
to co (ja) mam powiedzieć
na usprawiedliwienie
(pojawiających się od czasu do czasu)
moich poetyckich tekstów…
pchając się z nimi przed
oczy redakcjom literackich
pism w których szuflady są
regularnie napełniane
wierszami jak spichlerze
(na preriach Kanady) zbożem
po kolejnych udanych zbiorach

_________________________________________

kiedy

……………………………………….magdzie

.powiem: należało do tego podejść inaczej
(i dużo wcześniej) zwłaszcza że już
na samym początku nie wyglądało to dobrze…

kiedy słowa mają tyle znaczeń i tyle w nich dekoracji
deklaracji i przekonania… albo uporu
wtedy nie jest się w stanie odkryć tego jedynego
ukrytego pośród nich

powiem: nigdy nie wiem kiedy
zatrzymać się przed nim zanim
zacznę udawać że dokonałem
(właściwego) wyboru

________________________________

Litania do siebie


Nikt ci nie zabroni….-
Zabroń  sobie sam

Nikt cię nie ostrzeże…-
Ostrzeż się sam

Nikt cię nie przekona…-
Przekonaj się sam

Nikt cię nie pouczy…-
Poucz się sam

Nikt cię nie utwierdzi…-
Utwierdź się sam

Nikt cię nie udoskonali…-
Udoskonal się sam

Nikt cię nie wyzwoli…-
Wyzwól się sam

Nikt cię nie uleczy…-
Ulecz się sam

Nikt cię nie pocieszy…-
Pociesz się sam

Nikt cię nie rozweseli…-
Rozwesel się sam

Nikt ci nie wskaże…-
Wskaż sobie sam

Nikt cię nie otworzy…-
Otwórz się sam

Nikt cię nie uratuje…-
Uratuj się sam

I miej mnie w swej
nieustającej opiece

 

 

___________________________________________

Krótki opis
pojawiania się złości

Widzę jak wychodzi
z siebie i kładzie trupem
całe zastępy słabości
które jeszcze chwilę temu
były jej obojętne
albo co najwyżej daleko ulokowane
w polu widzenia
Widzę jak mierzy celnie
i jak pada jedna po drugiej

Powoli (lecz nieustępliwie)
zaczyna mierzyć w siebie

______________________________________

ONA

Jest takie stworzenie Boże
Z calym brzemieniem
Złych i dobrych cech
Raz kapryśna jak piękna kobieta
Innym razem przyłóż ją do rany

Zna na pamięć wszystkie cuda natury
Nie na jednej wojnie już była
Przemierza lądy i oceany
Do każdej dziury zaglądnie-
Na tzw. prowincji

Otwiera się przed niebem
Jak człowiek przed człowiekiem
Spędza ziemi sen z oczu
Nigdzie długo miejsca nie zagrzeje
Pogoda

_______________________________________

Jestem tylko czasownikiem

Najpierw nie było mnie
byłem miljardy lat w tak
zwanym niebycie.

Później zaistniałem…
Teraz jestem i dzieje się.
Kiedyś przestane być i się
dziać… .

Z punktu widzenia
gramatyki jestem (tylko)
czasownikiem – twierdzi
Stefan Themerson.

____________________________________________

Wiersz
(Andrzejowi Ż.)

Tak jak człowiek wiersz
nie jest dobry ani zły…

Cechą wiersza jest
krótka bądz długa fraza która
jakby (wciąż) była czymś
onieśmielona albo nie starczało
jej odwagi żeby wyjść przed
tzw. szereg… co najwyżej
dokonuje jednorazowego
aktu wyizolowania się…

Jego naturalnym środowiskiem
są metafory raz proste jak język
w najprostszej formie…
innym razem powikłane jak tylko
może być natura ludzka…

Pogrążony w sobie
(w poetyckim usposobieniu…)
zazwyczaj przywołuje na myśl
chwilę przyjścia na świat
człowieka albo jego agonię w
głębokiej samotności …

8/11 kwietnia 2011

____________________

(Bogdanowi M.)

Gdybym był….

gdybym był kaznodzieją…
powiedziałbym że Bóg (którego wielu z nas
nie potrafi ot tak przyjąć… i nie chce
Go sobie wyobrazić na podobieństwo człowieka)
ma plany wobec nas…
– chociaż są tacy którzy twierdzą (zgoła) coś
innego i być może to oni (właśnie) mają rację…
gdybym był naukowcem…
powiedziałbym że matematyka (która jak sugeruje
ks. Heller) jest Bogiem …
– chociaż (przyznaje…) łatwiej mi Go sobie
wyobrazić jako krzepkigo starca niż widzieć
całą jego naturę w drobno rozsypanych zbiorach
liczb i liter…

gdybym był zdeklarowanym ateistą…
powiedziałbym że moje sumienie
(nasza wewnętrzna wrodzona moralność)
poczucie „dobrego smaku” (jak trafnie
ujął to poeta…) zupełnie mi wystarcza…

gdybym był….

Calgary, 25/26. 03.  08

______________________________________________

Tak naprawdę…
(Andrzejowi W.)

Tak naprawdę nigdy
nie emigrował…
ale tu(dopiero ) poznał
prawdziwy smak
kompromisu.

Chodząc ulicami                                 
nieznanego miasta
wciąż doszukiwał się
znajomych twarzy.

W barach bez
najmniejszego trudu
zawiązywał przyjaźnie
na śmierć i życie.

I chociaż starał się
trzymać daleko od
płytkich poglądów
co rusz znosiło go
na tzw. mieliznę.

 

23.. 04. 2011.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

konspekt do wielkanocnej
opowieści w trzech aktach

I
pomimo tego że drzewa w okolicy
(Golgoty) było jak na lekarstwo
szczęśliwym trafem znalazł się
w pobliżu kawałek belki którą
w pośpiechu przybito
w poprzek solidnego słupa –
wkrótce potem zawisł na nim.
II
złożony do grobu
(już w parę dni później był  pusty)
zaraz potem pojawiła się myśl
zmartwychwstał… która jak krzyk
rozbitków dryfujących skleconą
naprędce tratwą na morzu zwątpienia
rozchodzi się błyskawicznie po okolicy.
III
ostatni akt (wniebowzięcie)
czytaj brak pewności jutra
zagubienie rozpacz
zamienił się w irracjonalną bajkową
opowieść  która siłą rzeczy kończy się
happy endem.

Scena uzupełniająca…

Barabasz: …Nic nie powiedział.               

Chrystus: Nie zdziwił sie wcale
. i nawet tego nie skomentował.

Tłum: Szemrał i krzyczał stale
. to samo.

Pilat: Nerwowo poprawiał rzemyk
. przy sandale.

Niebo: Nie wzięło tego pod uwagę
. jako dowodu obciążającego

Calgary ( IV 2011) Antoni Wolak

________________________________________________

Skoro…

skoro matematyka
jest super poezją jak
ktoś odważnie ją nazwał
to wartość zero
albo dwa plus dwa
są najbardziej znanymi
wierszami  na świecie
powtarzanymi każdego
dnia miliony razy we
wszystkich językach świata

_______________________________________________

Mówił mi

 


Mówił mi że kiedyś
świat smakował
przypalonym mlekiem
kiszoną kapustą i
ziemniakami z ogniska.
a od tzw. święta pachniał
kadzidłem.

Mówił… że dawno temu
potrafił zgrabnie zebrać
rzęsę w stawie (jak śmietanę
z mleka w glinianym garnku)
dla okaleczonego bociana
który już nigdy nie odleciał
na zimę…
i że długie jesienno-zimowe
wieczory pachniały suszonymi
śliwkami zaś dzień budził się
mgłą (nadciągającą od łąk)
żeby w chwili później zniknąć
w najgłębszych rozpadlinach
pamięci.

Calgary, styczeń 2011

_____________________________________________________

moja piosenka.

kiedy nadchodzi zima w Kanadzie
trudno ją od razu (
wszędzie)
dostrzec gołym okiem
co najwyżej na szybach samochodów
podłączonych przewodem (jak pępowiną.)

do elektrycznych gniazdek
zdradza swą obecność
charakterystycznym makijażem

kiedy nadejdzie prawdziwa
kanadyjska zima mało kto

zdąży pomyśleć o niezliczonej

ilości krów stojących na prerii
w ciasno zbitych gromadkach jakby
nasłuchiwały wiadomości z radia
o
nadciągających zza koła polarnego
groźnych wiatrach i mrozach
i nie budzących (nawet)
najmniejszych uczuć litości

plastikowych krzesłach stojących za domem
w
oczekiwaniu że może (jednak)
pojawi się zaraz wiosna i uratuje je
od przemarznięcia do szpiku kości
do zupełnego skostnienia

listopad/grudzień 2007

_______________________________________________________

Wiersz może być jak
guma do żucia…

Znany (stary) poeta napisał że
wiersz, który próbował sobie
przypomnieć i śnił mu się albo
(może) chodził mu po głowie i
miał zaledwie (przez krótką) chwilę
wyraźne kontury i kształt-zamienił się
pod jego językiem w (nieco już) zużytą
gumę do żucia…. którą (jak wyznał)
o mało się nie zakrztusił.
Po czym usiadł i napisał wiersz o niej
dodając, że była w groszkowym kolorze
o słodkim mdłym smaku.

17//19. 2010.

______________________________________________

Nie wiem nic o tym…..
(Ninie Walny)


Nie wiem ile napisał niewysłanych
listów… Kto stroił mu fortepian i
gdzie stał w paryskim mieszkaniu – czy
w skromnym saloniku (gdzie przyjmował
przyjaciół i dawał lekcje gry…) czy może
w (znacznie mniejszym)  pokoju w którym
(bywało że…) znikał na kilka godzin.

Nie wiem co zakładał na siebie
(w zimne deszczowe dni) idąc na spacer
do Lasku Bulońskiego i czy planował
podróż do Włoch i do Rzymu z zamiarem
pozostania na dłużej…
I nie wiem czy prawdą jest że ożywiał się
na głos polskiej mowy… i nie obce mu były
oberki  …i czy planował dzień czy (raczej)
żył ulotną chwilą.

Nie wiem też o czym rozmawiał (już śmiertelnie chory)
z autorem wiersza,  który się zaczyna:
„Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie…”
I był jeszcze fortepian który… ale ten został
wyrzucony na chodnik – i (tez) nic nie wiem o nim…
i co się z nim (później) stało.

Calgary, 17/23. 06. 2010

_____________________________________________________

W moim ogrodzie…
(Na przywitanie wiosny)


z rozłożonymi ramionami
stoi na wierzchołku wiśni drzewa
jakby miał zaraz arię odśpiewać
podarte na nim ubranie
noga złamana w kolanie
drugiej już nie ma

tańczy wokół niego żwawo
zetlała słoma z kurzawą

pod odwiniętą darnią
przycupnęło do ziemi
stadko zmarzniętych kamieni
jak kuropatwy znieruchomiałe

obok parę kroków dalej
skrzynki złożone niedbale
sznurem przewiązane

opadły z pni drzew
wapna cienkie bandaże
odsłaniając zagojonych
ran liszaje
między gałęziami
widać wiosny migotanie

Antoni Wolak

__________________________________________________

Modlitwa na wypadek przedłużającej się podróży
… i co masz jeszcze
co mógłbyś dać?…
nie mnie bo ja mam już
swą niezłomną nadzieję
którą mi dałeś lekką ręką
że chwilami podejrzewam czy
rzeczywiście jest ona prawdziwa
lecz tym co mają jeszcze mniej
akurat tyle ile zaoferujesz im ze stołu
tych którym ( z zadziwiającą ochotą)
wciąż podsyłasz coraz to nowe prezenty
i tym którzy nic nie mają
nawet okruchów z cudzych stołów
a Ciebie wyłącznie – przykro mi bardzo –
nie chcą
bo widzisz…
gdybyś by super gwiazdą…
albo supermenem…
ale nie przypominam sobie
czy byłeś nim kiedykolwiek
chociaż prawdą jest
że próbowano Cię wykreować
lecz skończyło się to na krzyżu

co więc masz jeszcze
co mógłbyś dać?…
oprócz tego krzyża
który tak wciąż
z upodobaniem rozdajesz
jakbyś nie wiedział
że trudno go wszędzie
zabrać ze sobą
a w żaden sposób
nie chcesz przystać na taki
który można by było
wrzucić do podróżnej torby
jak szczoteczkę do zębów

Antoni Wolak

_____________________________________________________

Przed skupem butelek…

Poeci znajdują wiersze gdzie popadnie                         
jak kloszardzi puste butelki… i
wypychają nimi kieszenie – mogą
to być kieszenie pamięci bo wciąż
dobrze to brzmi… i
(nadal) jest poetycko
albo (gdy uzbiera się ich więcej)
zwyczajne sfatygowane torby

Później w nadziei wyciągają je… i
(nierzadko drżącymi rękami)
powoli rozkładają przed publicznością
jak kloszardzi puste puszki po piwie
w skupie butelek.

Nikogo też to nie dziwi…
że tak stoją pokornie w kolejce
żeby zamienić je na odrobinę szczęścia… i
gdy tylko się pojawi
zazwyczaj korzystają z niego
ile się da – (aż do samego dna).

A potem
wracają do swoich kryjówek… i
znowu mają cały świat w pogardzie.

Antoni Wolak

______________________________________________

jeszcze nie zdążyły…

jeszcze nie zdążyły
dobrze się nachodzić
a już odstały swoje
w ukropie i (nie raz)
przemokły do tak zwanej
suchej nitki

w siarczystym mrozie
kaleczyły wargi podeszw
zahaczając o zamarznięta
grudę która (w oczekiwaniu
na cieplejsze dni)
przywarła do ziemi
jak pies do ludzkiej nogi

kiedy dotrwały wiosny
pod zwałami śniegu
nikt już nie chciał
ich założyć

w końcu znalazły swe
miejsce za miastem
na wielkim wysypisku
zapomnienia…

18.03.07.

______________

Kiedy umrze słowo

kiedy umrą słowa…
odejdzie z nimi (na zawsze)
mądrość gniew prawda
nienawiść miłość dotyk…
gdy umrze słowo nie zostanie nawet
(jakimś cudem zachowany) jego szkielet
choćby jedna (dosłownie) kość…
może tylko ich głosy będą wędrować
rozpaczliwie poszukując (w ciemnym i
zimnym labiryncie galaktyk)
tych co nadali im kształt.

Calgary. 15.09.07.

This entry was posted in Artyści z Calgary. Bookmark the permalink. Both comments and trackbacks are currently closed.